Pomagamy także w trudnych sytuacjach życiowych…
Nikt nie spodziewał się takiego obrotu sprawy…
Noc z 30.09. na 01.10. Dzwoni telefon z prośbą o pomoc. Fundacja Futrzaki potrzebuje pilnie naszego wsparcia w przeprowadzeniu poważnej interwencji.
„Na terenie posesji, w przyczepie kempingowej, znajduje się kilkanaście rasowych psów, które pozamykane są w klatkach. Właścicielka zmarła, a opiekę nad zwierzętami przejął bezdomny, który w każdej chwili może je powypuszczać! Jeśli tak się stanie, zwierzęta mogą zginąć pod kołami samochodów lub zostać zagryzione!”.
Z racji tego, że stawiamy na współpracę, bez wahania zgadzamy się pomóc. Zbieramy ekipę i wraz z przedstawicielami Fundacja Futrzaki, Adoptuj Uratuj Pokochaj – podgrupa Fundacja PEGASUS oraz DOM Buldoga, ruszamy na ratunek. Działania na miejscu przejmuje jeden z naszych doświadczonych Inspektorów. To od jego decyzji będzie zależał los kilkunastu psów…
Ku naszemu zdziwieniu, na terenie posesji zastaliśmy męża zmarłej, który pomimo bardzo późnej pory, ucieszył się na nasz widok. W przyczepie mieszkalnej znajdowało się 13 rodowodowych psów, zarejestrowanych w FCI, pozamykanych w klatkach. Część psów miała przerośnięte pazury, część była wylękniona, a jeszcze inne były bardzo spragnione miłości i zaczęły na nasz widok merdać ogonami. Już wtedy wiedzieliśmy, że mamy do czynienia również z ludzką tragedią.
Mąż zmarłej właścicielki nie był w stanie poradzić sobie ze stratą najbliższej mu osoby. Nie był również w stanie zapewnić odpowiednich warunków 13-stu psom, które odziedziczył. W swojej bezradności, sam poprosił nas o przejęcie opieki nad zwierzętami. Po krótkiej naradzie postanowiliśmy pomóc i przejąć wszystkie psy, w tym ciężarną suczkę, u której w każdej chwili mogła rozpocząć się akcja porodowa. Finalnie psy zostały przejęte na podstawie zrzeczenia i tej samej nocy trafiły do gabinetów weterynaryjnych lub domów tymczasowych, a prawną opiekę nad nimi przejęły ww. Fundacje.
Niestety coraz częściej bywa tak, że treść zgłoszenia jest podkoloryzowana. Dlaczego? Odpowiedzi osób zgłaszających są różne. Najczęściej mówią:
„Myślałam/myślałem, że jak trochę nazmyślam, to przyjedziecie szybciej. Tylko jutro miałam wolne i mogłam popatrzeć na Wasze działania z okna”.
Apelujemy raz jeszcze – reaguj z głową‼️ W tym czasie inne zwierzęta mogły być w poważnych tarapatach, a my nie dojechaliśmy, ponieważ byliśmy na interwencji, która spokojnie mogła poczekać do wschodu słońca.
Nie da się przewidzieć, ile zwierząt uratujemy w przyszłym tygodniu i jakie wydatki będą z tym związane – koszty czynienia dobra są ogromne, ale głęboko wierzymy w to, że dobro wraca. Nie czekaj – pomóż!